3 Rajd Świdnicki oczami pilota.
2009-05-29 23:32:53
Jako, że Aga nie mogła w tym terminie jechać ze mną, na 3 Rajdzie Świdnickim na prawym fotelu naszego Swifta zasiadł gościnnie Wojtek Skiba. Poniżej możecie przeczytać relację Wojtka z prawego fotela naszego Swifta.
Przyjechałem do Ziębic, rano w dzień zapoznania. Pogoda słoneczna,
poznałem się z Teodorem i po śniadaniu pojechaliśmy na odcinki. MG ZR,
czyli auto Teodora do opisu zapewniało odpowiednią dynamikę i komfort.
Opis jak opis, poszedł bez niespodzianek, wszystko ładnie zapisaliśmy,
wydawało się ze poradzimy sobie z komunikacją, bo niby dlaczego
mielibyśmy sobie nie poradzić.
Tego dnia jeszcze było moje przymierzanie do fotela (w którym na
co dzień jeździ Aga, stała pilotka i narzeczona Teodora, dziewczyna
dość wątłej postury). Teodor otworzył rajdówkę, patrzę i mówię "spoko
luz, na pewno się zmieszczę" i zabieram się do wsiadania, plecy oparte
o oparcie, nogi zaparte o podpórkę, jeszcze dupa powyżej fotela i się
zsuwam... wpadłem! Zobaczyć moją minę - bezcenne. Na twarzy Teodora
lekki uśmiech i konsternacja: Co nie mieścisz się? Ja: Mieszczę się
tylko mnie zajebiście boli. Coś musimy zrobić. wystarczyło przełożyć
poduszkę, trochę przesunąć i jakoś się zmieściłem, generalnie nie było
łatwo. I tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy dzień.
Odbiór administracyjny i badanie kontrolne następnego dnia, bez
kłopotu, mieliśmy co prawda mały problem, żeby zdążyć do parku
przedstartowego, ponieważ droga do Świdnicy okazała się nieco bardziej
zatłoczona niż przechodzony transit był w stanie znieść, okazało się
też, że lusterka w transicie przy 120 składają się same :-). Dzięki temu
pobiliśmy rekord w ekspresowym oklejeniu rajdówki, czas przyklejenia
pełnych reklam 4:32 (łącznie ze zmianą nazwisk) :-), ale okazało się, że
nie było się po co śpieszyć, bo parku przedstartowego nie było, był za
to wielki zator i godzinne opóźnienie. Poleżeliśmy więc na trawie na
stadionie i popatrzeliśmy jak startują RSMP. A ze startu od razu na BK
Po badaniu wróciliśmy do garażu i musieliśmy zrobić jeszcze kilka
poprawek w aucie. Robiliśmy, robiliśmy, odpaliliśmy auto i
postanowiliśmy się troszkę szybciej przejechać, żeby wszystko
sprawdzić. Jak juz wsiadłem i zaczęliśmy szybko jechać, to wiedziałem,
że będzie się fajnie jechało na rajdzie, hp sporting wybiera
zajebiście, gumy trzymają, fotel trochę ciasny, ale ja spięty pasami
nie wypadam z niego, w środku jest głośno ,a driver ogarnia. Podjar
zgasł razem ze swiftem po około 5 kilometrach w szczerym polu, zsunął
się przewód paliwowy. 20 minut później w garażu poprawiliśmy usterkę,
ale okazało się, że wyskoczyła półoś i rozlał się olej i już chyba nie
pojedziemy, ale Teodor był waleczny, pogroził swiftowi, że go sprzeda,
zakasał rękawy, płyta w dół, auto do góry, wahacz rozpięty, wyciągamy
półoś, sprawdzamy uszczelniacz, wkładamy z powrotem, porządnie skręcamy
wszystko, zalewamy oliwą i odpalamy. Wyjeżdżamy, wszystko działa, ale
śmierdzi paliwem. Znów wężyk, tym razem się okazało, że jest stary i
puszcza i się nie nadaje. Poprawka, auto na lawetę, przyjeżdża kaktus
z serwisem i jesteśmy gotowi, żeby o 2giej iść spać.
Dzień rajdu:
Pobudka i dojazd na start, okazuje się, że leje i jest lipa -
przypomniał mi się Elmot z 2001 jechany sejem z Karnabalem, wtedy
nawet spadły płatki śniegu. Wzięliśmy najświeższe toyo jako deszcze i
pojechaliśmy na pierwszą pętlę.
OS 1
Wolny przejazd - ktoś rozwalił szykanę 5 razy z rzędu i jest dziura na
30 minut, trochę lipa, ale sprawdzamy opis i jedziemy spokojnie, jest
przeraźliwie ślisko, dohamowanie do szykany awaryjne, mimo spokojnej
jazdy, lecimy na kolejny os.
OS2
Start, to pierwszy poważnie jechany os załogi, ale problemów z
dotarciem raczej nie było, choć dyktowałem raczej na wyczucie, nie
znałem jakie tempo Teodor lubi, jechaliśmy kontrolnie pod górę bardzo
czysto, z góry z odpowiednią rezerwą do śliskich i mokrych hamowań, na
koniec patelnie pojechane dziwnie, było piekielnie ślisko i auto
wyjeżdżało to bokiem to tyłem, straciliśmy tam pewnie z 5 sekund albo
więcej. Dlatego zdziwiliśmy się, że wygraliśmy w klasie oes, ale to
chyba dlatego, że Klimiuk micrą się kręcił.
OS3
Przejazd bez historii i czas również, straciliśmy całą przewagę, po
3cim oesie jesteśmy drudzy, pół sekundy straty do Klimiuka, i 2,5 sek
przewagi nad Grześkiem Pendykiem. Szybki Gaś, zatrzymał się na oesie i
stracił 9 minut, mimo że potem jechał ładnie i szybko, wygrywając
sporo oesów, to już zupełnie nie liczył się w walce w klasie, a
szkoda.
Serwis na luzie - nic się nie dzieje, klasyczna kontrola.
OS4
Dość spokojna jazda, dotykamy lusterkiem szykany, ale nikt nawet nie
zauważa, potem nie wszedł jakiś bieg, jakieś hamowanie nie w punkt,
mogło być trochę lepiej, ale nie jest źle, tracimy parę sekund do
Klimiuka i 0,2 sekundy do Pendyka. Jedziemy dalej.
OS5
Odwołali nasz ulubiony Walim, jacyś kibice byli niesubordynowani,
oczywiście po przejeździe RSMP, ale strata...
OS6
Trzeba było się spiąć i pojechać dużo szybciej niż ostatnio, bo na os3
straciliśmy sporo. Jeszcze nie do końca był max, ale już pojechaliśmy
trochę szybciej i z większa energią, nawet pod koniec oesu zapytałem
Teodora, co tak napierdala kierownicą, a on: po prostu dobrze mi się
jedzie. I rzeczywiście, czas lepszy, strata znów 2 sekund do Klimiuka
i 0,1 do Pendyka. Na tym oesie mieliśmy dość ciekawą przygodę,
na jednym zakręcie, lewym, przeszliśmy dość szybko i pewnie przez
szczyt po syfie i nas postawiło, ale Teodor trzymał zaciśnięte jądra i
gaz w podłodze, po kilkudziesięciu metrach bokiem po mazi auto się
naprostowało, jedna, druga rekontra i dalej prosto - uff.
Serwis znów bez historii, zmieniamy koła na najbardziej suche,
poprawiliśmy geometrię z tyłu i jadziem na ostatnia pętlę.
OS7
Krótki, ale już sucho, zmotywowani do szybkiej jazdy i obrony 2
miejsca, a może nawet ataku na pierwsze. Raz nie wszedł bieg, w jednej
szykanie małe poplątanie, jedno hamowanie opóźnione za bardzo i
niestety wynik to pokazał, straciliśmy po parę sekund do głównych
rywali, spadamy na 3cie.
OS8
Nasz ulubiony Walim, czysta bezbłędna jazda pod górę, sporo syfu, ale
względnie sucho i niektóre zakręty można pojechać 1 bieg wyżej niż
rano, idzie nieźle, wjazd na kostkę, patelnia na okrągło (oszczędzamy
czas) i spadanko, wszystko ładnie aż do czasu patelni w Walimiu,
jednak było tam ślisko, trochę nie w punkt hamowanie i walimy na
blokach lewym przednim kołem w krawężnik. Wsteczny i do przodu,
dojeżdżamy do mety, nie jest źle, bo do Klimiuka niestety straciliśmy
ale niewiele, czekamy na Pendyka. W międzyczasie rejwach i walka bo
koło się cofnęło i blokuje się o nadkole. Trzeba coś zaradzić, wyciągam
kamień z rzeki i walę po błotniku, ale to nic nie daje. Teodor wsiada,
ustawia auto i na skręconym kole uderza jadąc do tylu w słup
elektryczny, tak 3 razy i koło wraca mniej więcej na swoje miejsce i w
lekkim niedoczasie, z nieco obcierającym kołem jedziemy na oes9.
Okazuje się, że Grzesiek Pendyk też miał małą przygodę, ale stracił do
nas tylko kilkanaście sekund. Będzie niezła walka, żeby niezbyt
sprawnym autem się obronić.
OS9
Przed oesem jeszcze ostatnie poprawki blacharskie z buta. Bardzo
trudna jazda wypośrodkowująca dobre tempo i szanowanie obcierającej
opony, szczególnie na prawych zakrętach i na hamowaniach. Ja niestety
ciągle sobie wyobrażałem, że na którymś hamowaniu guma nie wytrzyma i
strzeli i pójdziemy w sanie ze 150 :-). Dlatego było trochę nerwowo, ale
przejechaliśmy oes czysto, choć mogło być odrobinkę szybciej. Na koniec
okazało się, że wygraliśmy parę sekund z Klimiukiem, który nieco
odpuścił ostatni oes, Grzesiek Pendyk pod koniec oesu złapał kapcia i
stracił kolejne 11sek. Po oesie wszyscy się zatrzymali, gratulowali
sobie, było naprawdę nieźle. Przegraliśmy rajd o niecałe 20 sekund, czyli
0,3sek na kilometrze, a za nami był Grzesiek chyba 17 sekund, więc jeszcze
mniej. Walka jak nigdy, nawet stary wyjadacz Marek Kaczmarek powiedział, że nie pamięta takiej walki...
Podsumowanie:
Bardzo fajny rajd, fajnie się jechało, do pełni szczęścia brakuje
oczywiście wygranej, ale może uda się jeszcze odgryźć. Ja bardzo
dziękuję wszystkim, którzy byli zaangażowani i dzięki nim mogłem
pojechać i dać z siebie maxa Teodorowi – dzięki.